Słuchając tej płyty
pierwszy raz, przychodzi mi na myśl Zorn z Naked City i Painkillerem, ale te kilkanaście
lat temu ich muzyka powaliła mnie z nóg i otworzyła uszy na zupełnie nowe
rejony. I tak do dzisiaj się błąkam po świecie muzyki i szukam zbawiennych dźwięków.
Kurushimi to płyta do wielokrotnego odsłuchiwania i odkrywania bo jest tu wiele zróżnicowanych klimatów.
Jest tu metalowa agresja i free-jazz, zaduma, melancholia i wystawne tony, no i przede wszystkim jak piszą o płycie muzycy w większości improwizowany materiał.
Nic tylko dać się ponieść fali dźwięków Kurushimi i surfować razem z szalonymi saksofonami, basem i kipiącymi bębnami.
Kurushimi to płyta do wielokrotnego odsłuchiwania i odkrywania bo jest tu wiele zróżnicowanych klimatów.
Jest tu metalowa agresja i free-jazz, zaduma, melancholia i wystawne tony, no i przede wszystkim jak piszą o płycie muzycy w większości improwizowany materiał.
Nic tylko dać się ponieść fali dźwięków Kurushimi i surfować razem z szalonymi saksofonami, basem i kipiącymi bębnami.
This heavily
improvised release pushes the boundaries of deconstructionist noise-jazz with
departures into doom, grindcore, prog, dub and hip hop. The result is something
like the unholy congress of Ornette Coleman, Morbid Angel, Bill Laswell, John
Zorn and Bohren & Der Club Of Gore.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz