1 wrz 2011

1.09.2011-Do końca roku pozostaje 121 dni

Krzysztof Skiba wspomina pierwszy dzień w SP nr 50 przy ul. Grobla IV mniej sielsko. -Ten dzień zaczął się od awantury z rodzicami, którzy za wszelką cenę chcieli odprowadzić mnie do szkoły. Dla mnie to był obciach, byłem przekonany, że żadne dziecko nie przyjdzie z rodzicami - mówi trójmiejski muzyk. - Jednak okazało się, że byłem jedynym dzieckiem, które przyszło bez rodziców. Tymczasem mój ojciec do samej szkoły śledził mnie 20, 30 kroków dalej, bo chciał być pewien, że nic mi się nie stanie. Najbardziej nieprzyjemne było jednak dzielenie na klasy. Cieszyłem się, że będę chodzić do klasy z kolegą z podwórka, a pierwszego dnia nas rozdzielono. Do dziś kojarzy mi się to z formą przemocy. Pierwsza klasa to też czas budzącego się buntu i pierwszych bójek. - Pamiętam pewną kompromitację. Otóż zdarzyło mi się pojedynkować na boisku ze starszym kolegą. Zadałem mu jeden, ale bardzo skuteczny cios w żołądek. Zdarzenie musiałem opisać w dzienniczku uwag, a mama miała je podpisać. W domu jednak dostałem bury nie za bójkę, ale za błędy ortograficzne w słowie "uderzyłem" i "żołądek". Mama mi to potem jeszcze długo wypominała - wspomina prof. Samp. - Z innych rzeczy pamiętam "Elementarz" Falskiego, który w moim domu stał się relikwią. Uczyły się z niego jeszcze moje dzieci. Krzysztof Skiba przyznaje, że w podstawówce był klasowym śmieszkiem, który uprzykrzał życie nauczycielom, robiąc im kawały, ku uciesze kolegów i koleżanek. - Raz, a trzeba pamiętać, że były to czasy głębokiego PRL-u, zjadłem nauczycielowi kredę, jedyną, jaka była w klasie, przez co nie mógł prowadzić zajęć. Kiedy klasowy lizus doniósł na mnie, powiedziałem, że zjadłem, bo mam niedobory wapnia. Wezwano więc rodziców i okazało się, że nie jestem z patologicznej rodziny, a rodzice mnie karmią - mówi Skiba.

Kurde jak bym chcial teraz zaczynac rok szkolny ....

Brak komentarzy: