Debiutancki krążek z LA
Nic nie wiem o kwartecie, ale sobie wyobrażam, ze na koncercie można się całkiem przyjemnie spocić.
Troche połamane melodyjki postpunkowe, w których można by się doszukiwać inspiracji z lat 80tych, ale po co.
W Rolling Stone napisali ”Minutemen without the funk, Feelies without the bubblegum, Sonic Youth without the lurch.”
Czasem niewiarygodnie szybko zagrane, jak by byli po kilkunastu energii drinkach i spieszyli się do pisuarów.
Całość bardzo zgrabna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz